Jogini i biznesmeni – czyli o tym, dlaczego zarabianie to twój święty obowiązek
- Beata Korozo

- 1 lis
- 5 minut(y) czytania
W poprzednim poście pokazałam ci liczby. Poprosiłam, żebyś policzył, ile naprawdę zarabiasz jako freelancer - po odjęciu wszystkich kosztów, po uwzględnieniu czasu, który naprawdę poświęcasz.
I jeśli jesteś jak większość ludzi, zobaczyłeś coś... nieprzyjemnego.
Może wzruszyłeś ramionami. "No tak, ale co mam zrobić?"
Może pomyślałeś: "Moja sytuacja jest inna. Dopiero zaczynam. Za rok będzie lepiej."
Może po prostu zamknąłeś ten post i wróciłeś do pracy, bo... cóż, rachunki się same nie zapłacą.
Rozumiem to. Naprawdę.
Bo kiedy cztery lata temu po raz pierwszy policzyłam swoje zarobki na Fiverr, też chciałam zaprzeczyć. Chciałam wmówić sobie, że to przejściowe, że to "część procesu", że każdy tak ma na początku.
I choć to częściowo prawda, nie o tym jest ten post.
Ten post nie jest o tym, żebyś zarabiał więcej, bo "zasługujesz".
Jest o czymś znacznie większym.

Absurd, którego nikt nie kwestionuje
Zauważyłeś, że w sklepie z elektroniką nikt nie podchodzi do kasy z iPhonem i nie mówi:„Poproszę ten model, ale zapłacę jak za Xiaomi, bo taki mam budżet”?
Brzmiałoby absurdalnie, prawda?
Ale gdy chodzi o pracę twórcy? Nagle staje się to całkowicie normalne.
Klient wchodzi, nawet butów nie zdejmie, i mówi:
„To ja poproszę wersję premium, ale po cenie ekonomicznej, bo konkurencja robi taniej.”
I co najlepsze — zamiast się uśmiechnąć i powiedzieć:
„To może konkurencja będzie szczęśliwsza?”— my się spinamy, szukamy dyplomatycznych słów, tłumaczymy jak uczniak przy tablicy.
Jakbyśmy mieli moralny obowiązek dopasować się do cudzego budżetu tylko dlatego, że ktoś go przyniósł.
Klatka, której nie widzisz
Pozwól, że opowiem ci coś, co brzmi jak abstrakcja, ale obiecuję - za chwilę zobaczysz, jak to wpływa na twoje codzienne decyzje.
Istnieje archetyp biednego twórcy.
Znasz go. Van Gogh, który prawdopodobnie sprzedał jeden obraz za życia. Artysta na strychu, głodny, ale autentyczny. Innowator, którego geniusz zostanie doceniony dopiero po śmierci.
I być może myślisz: "Ale ja nie jestem artystą - jestem grafikiem/fotografem/copywriterem/programistą/projektantem.”
Archetyp dotyka każdego, kto tworzy.
Bo w głębi, gdzieś podświadomie, masz wdrukowane równanie:
Autentyczny twórca = biedny twórca
A ci, którzy zarabiają? Którzy robią biznes na swojej pracy?
Oni są... no wiesz. "Zwykłymi biznesmenami." Trochę mniej czyści. Trochę mniej prawdziwi.
Weź Elona Muska. Niesamowicie kreatywny wizjoner. Ale słyszałam opinię - wypowiedzianą z nutą pogardy - “Przecież to tylko biznesmen."
Jakby zarabianie na wizji dyskwalifikowało go jako prawdziwego twórcę.
A teraz pomyśl o Nikoli Tesli.
Geniusz. Wizjoner. Innowator, który chciał zmienić świat. Umarł w samotności, biedny, oszukany przez "złych kapitalistów".
I właśnie dlatego go czcimy. To jest bohater.
Bo jego bieda jest dowodem jego czystości. Bo nie splamiła go chciwość. Bo pozostał "prawdziwy" do końca.
Widzisz, co się tu dzieje?
Musk nazwał swoją firmę na cześć Tesli. Realizuje wizję elektrycznych samochodów, rakiet, transformacji cywilizacji. Robi to, co Tesla chciał zrobić, ale nie zdążył.
A jednak w zbiorowej świadomości:
Tesla = prawdziwy geniusz.
Musk = zwykły biznesmen.
Jeden jest czczony za porażkę. Drugi dyskwalifikowany za sukces.
To nie jest przypadek. To jest archetyp w działaniu.
To nie twoja wina, że tak myślisz.
To nie jest nawet świadoma myśl. To klatka, którą ci założono, zanim jeszcze zacząłeś tworzyć.
I teraz pytanie:
Co się stanie, kiedy ktoś w takiej klatce spotka AI?
Moment, w którym klatka staje się pułapką
AI potrafi tworzyć obrazy. Pisać teksty. Generować kod. Często - za darmo.
I twórca z wdrukowanym "autentyczny = biedny" patrzy na to i myśli:
"O cholera. Teraz, żeby udowodnić, że jestem prawdziwym twórcą, muszę się JESZCZE bardziej poświęcić niż maszyna. Muszę pracować JESZCZE taniej. Bo inaczej... kim jestem?"
Widzisz, co się dzieje?
AI nie jest dla ciebie zagrożeniem jako narzędzie.
AI jest zagrożeniem dla twojej tożsamości.
Bo jeśli maszyna tworzy za darmo, a ty przestaniesz cierpieć i zaczniesz zarabiać... to kim wtedy będziesz? Biznesmenem? "Zwykłym"?
I nagle zaczynasz konkurować cenowo z maszyną. Obniżasz stawki. Przyjmujesz każdego klienta. Jesteś dostępny na każde zawołanie.
To nie jest biznesowa decyzja. To obrona tożsamości.
Ale jest coś, czego nie widzisz w tym momencie.
Jogini i biznesmeni
Kilka lat temu przeczytałam "Autobiografię jogina" Joganandy.
Napisał coś, co mnie wtedy zszokowało:
Jego najbliżsi amerykańscy uczniowie byli biznesmenami. Jogananda napisał - a to był ten moment, który zatrzymał mnie w pół akapitu:
"Ta sama energia, która pozwoliła im być skutecznymi w biznesie, pozwoliła im później być dobrymi joginami." (Niedokładny cytat.)
Nie: "Musieli porzucić biznes, żeby być duchowymi."
Ale: "To ta sama energia."
Sprawczość. Dyscyplina. Intencja. Połączenie z czymś wyższym od ciebie samego.
Zaufałam temu, co napisał, ale nie rozumiałam tego tak naprawdę. Dopiero później - kiedy poznałam swojego mentora (biznesmena i inwestora, który uczy o duchowej energii w biznesie), kiedy zaczęłam obserwować swoich klientów na Fiverr - zobaczyłam to na własne oczy:
Ludzie o wysokiej duchowej energii naturalnie przyciągają pieniądze.
Nie dlatego, że są chciwi. Ale dlatego, że rozumieją: pieniądze to energia. Sprawczość. Możliwość działania w świecie.
Zobaczyłam odwrotną stronę tej samej prawdy:
Jeśli się boisz pieniędzy, jeśli myślisz "prawdziwy twórca jest biedny" - odcinasz sobie dostęp do tej energii.
Nie możesz w pełni tworzyć, bo odrzuciłeś połowę przepływu. Odrzuciłeś odpowiedzialność za to, co stanie się z twoim dziełem.
O co tak naprawdę chodzi
Mój mentor powiedział kiedyś:
"Moją misją jest pomoc ludziom świadomym zdobyć jak najwięcej pieniędzy, żeby mogli transformować świat."
Na początku to brzmiało... dziwnie. Może nawet trochę niewygodnie.
Potem pomyślałam:
Jeśli ludzie świadomi, z wysokimi aspiracjami, z wizją lepszego świata - jeśli oni nie będą mieli pieniędzy...
To kto będzie?
Kto będzie miał zasoby, żeby używać AI? Żeby multiplikować swoją intencję? Żeby tworzyć produkty, treści, rozwiązania?
Ludzie bez iskry. Korporacje bez duszy. Ci, którzy widzą tylko "content do monetyzacji", nie sens i wartość.
AI multiplikuje to, co dostaje na wejściu.
Jeśli dostanie nijakość od twórców, którzy się nie cenią, którzy konkurują cenowo, którzy przyjęli archetyp biedy - zwielokrotni nijakość.
Ale jeśli dostanie intencję, sens, wizję od twórców, którzy rozumieją swoją wartość - zwielokrotni to.
Więc dlaczego to ma znaczenie, że zarabiasz mało?
Nie dlatego, że "zasługujesz na więcej" (choć zasługujesz).
Nie dlatego, że "każdy powinien być bogaty" (nie każdy).
Ale dlatego, że rezygnując z pieniędzy, rezygnujesz z odpowiedzialności.
Odpowiedzialności za to, czyja intencja zostanie zwielokrotniona przez AI.
Odpowiedzialności za transformację świata, którą - jeśli jesteś tutaj, jeśli to czytasz - prawdopodobnie czujesz jako swoją misję.
Kiedy przyjmujesz archetyp biednego twórcy, kiedy mówisz "ja nie jestem typem biznesmena", kiedy konkurujesz cenowo z maszyną...
Dobrowolnie oddajesz pole.
Oddajesz narzędzia, zasoby, możliwość wpływu - w ręce ludzi, którzy nie mają twojej iskry, twojej wizji, twojego połączenia z czymś wyższym.
Co możesz z tym zrobić?
Nie mogę włożyć ci niczego do głowy.
Mogę tylko zachęcić cię, żebyś sam to sprawdził.
Zapytaj się:
Czy wierzę, że bycie "prawdziwym twórcą" wymaga bycia biednym?
Czy boję się, że zarabiając więcej, stracę swoją autentyczność?
Czy widzę biznes jako coś brudnego, oddzielonego od mojej duchowości/kreatywności?
Czy rezygnuję z pieniędzy, bo... tak naprawdę boję się odpowiedzialności, która z nimi przychodzi?
A potem sprawdź - empirycznie, jak ja to zrobiłam na Fiverr:
Przyjrzyj się ludziom, którzy mają pieniądze i wysoką świadomość.
Czy oni są mniej autentyczni? Czy ich energia jest niższa?
Czy może jest odwrotnie?
Więc co dalej?
Możesz uznać, że „pieniądze mnie nie interesują” i dalej grać rolę romantycznego twórcy, który tworzy „z pasji”.
I to jest piękne - naprawdę lubię romantyzm.
Możesz też zrobić coś trudniejszego:
Przestać udowadniać światu, że nie jesteś „chciwym biznesmenem”.
I zacząć udowadniać - sobie - że potrafisz wziąć odpowiedzialność.
Za swoją pracę. Za swoją wizję. Za pieniądze, które mają tę wizję unieść.
Bo nie chodzi o to, żebyś miał więcej „na koncie”.
Chodzi o to, żebyś miał wpływ.
Bo jeśli Ty - ktoś, kto myśli, czuje, tworzy z intencji - nie weźmiesz tej odpowiedzialności…
to wezmą ją ci, którzy widzą tylko „content do sprzedania” i „zasięgi do wykorzystania”.
I użyją Twojej duchowej energii do stworzenia wizji, której nadadzą własną intencję.
Na koniec zostawiam ci pytanie (najważniejsze w tym poście):
Czy twoja niechęć do zarabiania to naprawdę skromność?
Czy może - wygodna forma ucieczki przed odpowiedzialnością?
Jeśli zabolało - to dobrze.
Może klatka zaczęła pękać.




Komentarze